Lubi Pani naturę?
Bardzo. Każdego dnia potrafię znaleźć okazję, by odwiedzić pole, łąkę, las. Zawsze mam ze sobą w plecaku książkę, do której mogę włożyć znalezione roślinne skarby. Nigdy nie wracam z pustymi rękoma. Takie tropienie pięknych okazów w naturze polecam każdemu. Relaksuje, ale także pozwala cieszyć się ulotnością chwil i delikatnym pięknem różnych okazów.
Zawsze fascynowały Panią rośliny, kwiaty?
Rośliny są niezwykle fascynujące przez swoją ulotność, niepowtarzalność. Zresztą, pasjonują ludzi od dawna. Powstawały o nich nawet mity. Przykładowo, jeden z nich opowiada o nimfie Paejonia. Była wyjątkowo piękna i przyciągnęła uwagę Apolla, który zaczął z nią flirtować. Kiedy Paejonia zorientowała się, że patrzy się na nich Afrodyta, to zawstydziła się i jej twarz stała się czerwona. W swoim boskim gniewie, Afrodyta przemieniła nimfę w czerwoną piwonię. Właśnie dlatego piwonia może symbolizować nieśmiałość i wstyd. Każda roślina ma swój czar, urok, historię – nawet jeśli jest ona bajkowa, to mit czy legenda, fascynować się nią z pewnością warto.
Skąd u Pani artystyczna pasja?
Sama nie wiem. W mojej rodzinie każdy majsterkował. Lutować zaczęłam kilkanaście lat temu. To nie była jeszcze doba Internetu. Wszystkiego uczyłam się metodą prób i błędów. A pomysł roślin w szkle kiełkował we mnie od dawna.
Skąd pomysł roślin w szkle?
Z dzieciństwa! Jako mała dziewczynka biegałam z koleżankami po łąkach. Zbierałyśmy kwiatki, kopałyśmy dołki w ziemi i robiłyśmy kolorowe kwietne kompozycje. Przykrywałyśmy je kawałkami tłuczonego szkła. Tak powstawały nasze widoczki (w innych częściach Polski zwane Sekretami lub Aniołkami). Widoczek trzeba było przysypać ziemią, żeby nie został przez nikogo odnaleziony. Dziś mam troszkę więcej lat i zamiast tłuczonego szkła, używam szklanych soczewek, które dodatkowo powiększają znajdujące się w nich rośliny i nadają biżuterii efekt głębi.
Czy przygotowanie tych dzieł to proces długotrwały?
Wykonanie jednej rzeczy zajmuje mi około dwóch godzin. Wchodzi w to proces układania kompozycji, szlifowania, lutowania. Oczywiście, trzeba doliczyć do tego czas poświęcony na zbieranie roślin, który – nie ukrywam, jest najprzyjemniejszą częścią mojej pracy. Mam małego pomocnika Emilka, który nawet z przedszkolnych spacerów przynosi mi stokrotki i ukrywa je w przedszkolnej szatni. Kwiaty suszę w książkach minimum trzy tygodnie. Dopiero po takim czasie, są gotowe do użycia. Układam kompozycje w szklanych soczewkach i oprawiam je metodą witrażową. W mojej pracowni, korzystam z lutownicy, palnika i ekologicznej cyny jubilerskiej (bez niklu i ołowiu). Soczewki powiększają znajdujące się w nich rośliny. Pięknie przepuszczają światło.
Więcej przeczytaj na https://agronomist.pl/artykuly/rosliny-zaczarowane-w-szkle