Skip to content

Liderka Agnieszka Wierzbicka-Baxter

1 R3iBJbP
sobota, 25 września, 2021

Liderka Agnieszka Wierzbicka-Baxter

sobota, 25 września, 2021

 

 

 

 

 

By docenić potencjał gminy Szydłów - śliwkowego zagłębia Polski, gdzie się urodziła, musiała odbyć wiele podróży po świecie i zamieszkać aż na Jamajce. Po latach, wróciła do Polski na wakacje i już pozostała w kraju. O rozwijaniu krajowej stolicy śliwki i marki śliwki szydłowskiej, Agnieszka Wierzbicka-Baxter opowiedziała Marii Sikorskiej, autorce telewizyjnego programu Z klimatem i z pasją.

Można powiedzieć, że wychowywała się Pani w sadzie?

-Tak, można tak powiedzieć. Odkąd pamiętam, razem z moimi braćmi, pomagaliśmy rodzicom w pracach w sadzie. Głównie znajdowały się tam śliwy, których owoce suszyło się w suszarniach. Suszone były bardzie opłacalne niż świeże. Dzisiaj sprzedaje się więcej świeżych deserowych odmian. Pamiętam, że największym rarytasem, były ziemniaki pieczone w palenisku suszarni i garus ze śliwek na obiad. Wszystkie ręce w domu zajęte były zbieraniem i suszeniem owoców. Suszarnie trzeba przebierać kilka razy dziennie, starannie wybierając już ususzone owoce. Praktycznie, suszarnie rozpalamy w Szydłowie w lipcu, a gasimy w październiku. Nad miasteczkiem w sezonie zbiorów unosi się charakterystyczny zapach suszonych śliwek i wszędzie widać unoszący się w powietrzu suszarniany dym.

Jakie ma Pani skojarzenia ze śliwką z dzieciństwa?

- Śliwka mojego dzieciństwa to przepyszna okrągła, wielokolorowa - od żółci, pomarańczy, purpury, czerwieni po fiolet i granat, mięciutka śliwka odmiany Opal. Drzewa opalowe rosły w sadzie u mojego dziadka Józefa. Najlepsze były te, które spadły z drzewa - najbardziej dojrzałe, słodkie i pełne słońca. W sezonie, razem z innymi dziećmi, zajadaliśmy się nimi kilka razy dziennie. Do dziś pamiętam ten wyjątkowy smak, a ostatnio nawet zasadziłam takie drzewko w przydomowym ogródku. Odmiana Opal jest już u nas mniej popularna, ale na przykład w Holandii jest wciąż jedną z szeroko uprawianych, ponieważ Holendrzy uwielbiają jej smak. Doskonale ich rozumiem.

Można powiedzieć, że Pani życie zatoczyło koło. Postanowiła Pani ułożyć sobie życie poza Szydłowem, ale okazało się jednak, że ścieżki życia przyprowadziły Panią w to miejsce... jak to się stało?

- Myślę, że życie samo pisze nam scenariusz. Skończyłam studia w Krakowie i wiedziałam, że aby wystartować zawodowo, potrzebuję większej dynamiki otoczenia, dlatego przeniosłam się do Warszawy. Swoje pierwsze kroki zawodowe stawiałam w agencji reklamowej, następnie w międzynarodowym wydawnictwie prasowym, pracując z największymi firmami w Polsce, z dużymi budżetami. To była bardzo wymagająca praca, ale dawała mnóstwo satysfakcji. Każdego dnia rodziły się nowe pomysły, nowe projekty, zapraszaliśmy do współpracy duże marki. To było bardzo ważne doświadczenie, które ukształtowało moje marketingowe patrzenie na świat. Mój mąż jest obcokrajowcem. Kilka lat temu, razem z rodziną, przenieśliśmy się na Jamajkę, gdzie pracował małżonek. Kraj ten żyje z turystyki, a ja miałam szansę obserwować ten sektor od środka, poznając wielu ludzi z różnych turystycznych biznesów. Lataliśmy też często na Florydę, między innymi do Orlando i Disneylandu. Produkty turystyczne są tam dopracowane do perfekcji, ponieważ klientela to w większości wymagający amerykańscy goście. Do Szydłowa przyjechałam na wakacje z gorących turystycznych Karaibów. W lipcu i sierpniu, z powodu wysokich temperatur i wysokiej wilgotności, trudno tam wytrzymać. Zobaczyłam wtedy mój rodzinny Szydłów innymi oczami. Po dłuższej nieobecności, trafiłam na pusty szydłowski rynek i natychmiast włączył się mój zmysł analityczny. W kontekście ostatnich doświadczeń, zobaczyłam niesamowite bogactwo Szydłowa, jego wyjątkowe dziedzictwo historyczne, położone pośród pagórkowatych hektarów ze śliwkowym bogactwem naturalnym. Nie wierzyłam, że nikt tu z tym nic nie robi. Stanęłam na wzgórzu, z którego widać było piękną panoramę miasteczka. Przy drodze stała tabliczka „sprzedam”. Kilka dni później byłam jego właścicielką i tak zaczęła się moja ponowna szydłowska przygoda.

Czyli podróże, przeżycia, zawodowe doświadczenia, pozwoliły Pani inaczej spojrzeć na skarb, który od dzieciństwa miała Pani przed oczami?

- Zdecydowanie tak! Z perspektywy czasu to wszystko wydaje się dobrze „zaplanowane” przez los. Myślę, że Szydłów nie zainteresowałby mnie, gdybym cały czas mieszkała w Warszawie. Podróże kształcą i dają nam inną perspektywę myślenia. Moje wcześniejsze doświadczenia zawodowe i obcowanie ze znanymi markami, na pewno wpłynęło na powstanie Szydłowianki - Śliwki w Czekoladzie, a następnie ugruntowanie pozycji Śliwki Szydłowskiej. To znakomite uczucie, kiedy wprowadza się na rynek własny produkt i zleca kampanie reklamowe jako klient. Pracując po stronie mediów, przez lata było to moim marzeniem. Mogę powiedzieć, że marzenia się spełniają. Cieszę się, że zainwestowałam swój czas i doświadczenie w produkt lokalny, który staje się coraz bardziej znany. Jako lokalna patriotka, czuję duża satysfakcję z tego powodu.

Cudze chwalicie, swego nie znacie. Polska słynie w świecie ze śliwek tak jak Kalifornia? Dlaczego gmina Szydłów to owocowe zagłębie?

- Można powiedzieć, że Szydłów to taka polska Kalifornia. Produkuje się tutaj bowiem, około 20% wszystkich śliwek w Polsce, na ponad 2000 hektarów sadów. Mamy tu 45 odmian, które owocują od połowy lipca do połowy października. Znakomite warunki klimatyczno-glebowe, kilkusetletnie know-how przekazywane z pokolenia na pokolenie oraz ciężka praca i zaangażowanie sadowników, pozwala produkować w Szydłowie smaczne owoce najwyższej jakości, doceniane przez konsumentów. Polska nie jest jeszcze bardzo znana w świecie jako producent śliwek. W Europie bardziej znana jest Francja czy Serbia, na świecie Kalifornia, czy Chile. Jednak, sądząc po zainteresowaniu klientów zagranicznych naszymi śliwkami, myślę, że sytuacja ta w najbliższych latach się zmieni, tym bardziej, że wytwarzamy tu Śliwkę Szydłowską, suszoną metodą tradycyjną, co jest unikalne w skali Europy.

 

Chcesz przeczytać cały artykuł?

https://agronomist.pl/artykuly/agnieszka-ze-sliwkowej-doliny

https://agronomist.pl/

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin