Skip to content

Liderka Anna Smoter

72371952 503688843545016 3761965784461475840 N 1
poniedziałek, 27 września, 2021

Liderka Anna Smoter

poniedziałek, 27 września, 2021

 

 

 

 

 

Anna Smoter jest mamą najmłodszego hodowcy kur ozdobnych w Polsce. Na tym jednak nie poprzestała. Prowadzi nietypową zagrodę edukacyjną z drobiem ozdobnym w województwie kujawsko-pomorskim. Ostatnio, założyła również fundację ratującą sowy. O pasji, która uskrzydla, opowiedziała Marii Sikorskiej, autorce telewizyjnego programu Z klimatem i z pasją.

Skąd miłość do ptaków?

Nigdy nie sądziłam, że w naszym życiu pojawią się ptaki. Wszystko tak naprawdę dzięki naszemu synowi Erykowi - to on pokazał nam ptasi świat. Nie podejrzewałam, że ten świat tak bardzo mi się spodoba - że można tak cudownie spędzać czas wśród tych zwierząt, że każde z nich jest tak bardzo inne. Można powiedzieć, że wpadliśmy po uszy - ja i mój mąż. O synu nie wspomnę, bo ten młody delikwent, ma na swoim koncie wiele nagród dla najlepszych hodowców i o ptakach wie bardzo dużo. Myślę, że miłość do ptaków w moim przypadku, to nic innego, jak totalne fascynacja nimi, ich barwami, trybem życia, umiejętnością komunikacji z człowiekiem i co chyba najważniejsze - zdolnością do szybowania po niebie (choć w przypadku kur akurat to niezbyt dalekie loty).

Jak powstała zagroda edukacyjna ?

To dość długa historia. Odkąd nasz syn - w wieku siedmiu lat, zaczął odnosić sukcesy hodowlane, zaczął poszerzać wiedzę o kurach i dzielić się nią z nami, uznaliśmy, że aby hodowla miała sens, trzeba zapewnić ptakom jak najlepsze warunki. Tu ukłon w stronę dziadków Eryka, ponieważ to oni uznali, że w takim układzie, trzeba kupić działkę, na której staną kurniki. Tak też się stało. Piękne kurniki, ogrzewane, zabezpieczone przed deszczem i wiatrem, z dużymi wybiegami - stanowiły miejsce idealne do rozwoju pasji syna. W tym momencie, włączyła się i nasza fascynacja. Zaczęły dochodzić kolejne woliery. Z czasem, coraz więcej osób, które przejeżdżały obok naszego siedliska, zaglądało do nas z pytaniem, czy mogą zobaczyć ptaki. Chętnie wtedy wszystkich oprowadzałam i opowiadałam o każdej rasie. Właśnie wtedy mąż wpadł na pomysł, abyśmy otworzyli zagrodę edukacyjną. Mnie się to bardzo spodobało. Zaczęliśmy mieć mnóstwo wycieczek szkolnych, rodzinnych itp. To dało początek Kurzej Hacjendzie.

Jak to jest być mamą najmłodszego hodowcy drobiu ozdobnego w Polsce?

Oj, na pewno nie jest to łatwe zadanie. Przede wszystkim, początkowo oboje z mężem mieliśmy nadzieję, że miłość sześciolatka do kur szybko minie. Był zakochany w pierwszej parce kur, które kupił za swoje oszczędności, a my chętnie zrobiliśmy kurnik dla tych ptaszków. Kiedy pasja nabierała rozpędu, musiałam bardzo pilnować, aby nie zaniedbał szkoły. Gdy ptaków było kilka, radził sobie sam z opieką, ale ich rosnąca ilość sprawiła, że zaczęliśmy mu pomagać. Na wystawy jeździliśmy wspólnie, bo oboje z mężem uważamy, że to nasze zadanie, jako rodziców, wspierać dziecko w pasji. Dla nas to też cudowna przygoda. Dziś Eryk jest dość znany wśród hodowców. Mimo to, pozostał skromnym chłopcem. Myślę, że to najtrudniejsze zadanie rodziców – aby sukcesy nie przysłoniły dziecku realnego świata, aby nie popadł w samozachwyt, ale żeby był z siebie dumny i wierzył w swoje możliwości (tu granica jest bowiem dość cienka i tylko od nas rodziców zależy, jak się dalej życie potoczy). Trzeba też pamiętać, że hodowla drobiu, to też praca i nauka. Nic nie jest podane na tacy. Zdarzają się porażki, ciężkie chwile. I tu też nasza rola, aby być przy młodym i wspierać go, aby się nie poddawał. Będąc mamą młodego hodowcy, trzeba zaakceptować jego nietypowe hobby, a także to, że gdy jego rówieśnicy grają w gry na komputerze, on przesiaduje w kurniku. Godzę się także z tym, że czasami Eryk odrabia lekcje w asyście jednej z kur. Kurze wizyty w salonie nie są co prawda codziennością, ale się zdarzają.

Jak rozwinęła się Wasza hodowla kur?

Początki nie były łatwe. Eryk miał zaledwie nieco ponad 5 lat, a nasze pojęcie o kurach generalnie kończyło się… w kuchni. Można zatem powiedzieć, że hodowli uczyliśmy się razem. Trzeba było. Sześciolatek nie ogarnie chorób drobiu i podawania leków (choć i tego z czasem się nauczył). Zaczynaliśmy od jednej pary japońskiej rasy shoukoku. Kiedy dziadkowie zrobili Erykowi prezent w postaci inkubatora do wylęgu jaj, to już wiedzieliśmy, że ta przygoda zbyt szybko się nie skończy. Obecnie kur jest ponad 80. Trzymane są rasami, a tych ras najwięcej mamy z Japonii (kury długoogoniaste i długopiejące), z Indonezji (ayam cemani i ayam ketawa). Osobiście najbardziej lubię Ayam cemani, czyli kurę czarną. Niesamowita rasa o zupełnie czarnym upierzeniu i takim samym kolorze skóry, oczu, skoków (nóg), jak i okostnej i narządów wewnętrznych. Mimo groźnego wyglądu, są całkiem sympatyczne. U nas goszczą koguty o imionach Diablo, Lucyfer (dla kumpli Lucek) i Demon oraz kilka kurek. Robią furorę na wystawach.

Kury Was uskrzydlają?

Nawet nie podejrzewałam, że tak to się potoczy. Nie sądziłam, że klucie kurcząt przyniesie tyle radości, że tak wiele się nauczymy przez te lata i że te kury staną się niejako członkami rodziny. Można się śmiać, ale tak jest. Pamiętam, jak Eryk kupił sobie przepiękną parę dorodnych kur i nadał im imiona Napoleon i Marysieńka. Była to cudowna para. Dała nam sporo kurcząt. Któregoś dnia Eryk zauważył, że Napoleon ma narośl na nodze i że brzydko to wygląda . Przyszedł do mnie. Obejrzałam nogę. Faktycznie nie wyglądała dobrze. Widziałam, że to guz, ale nie chciała mówić Erykowi najgorszego. Napoleon ( Napi – tak na niego wołaliśmy) słabł w oczach. Któregoś ranka syn poszedł do kurnika, wrócił do domu i powiedział, że Napi nie wychodzi z kurnika i Marysieńki też nie ma. Poszliśmy razem zobaczyć, co się dzieje. Widok nas zaskoczył. Napoleon leżał na boku, bardzo słaby, a obok niego czuwała Marysieńka. Eryk zacisnął usta i poprosił, aby pojechać do weterynarza uśpić kogutka, bo się bardzo męczy. Tak zrobiliśmy. Trudno sobie wyobrazić, że można płakać po kogucie. Ktoś powie, że to przecież zwykła kura. Może dla kogoś tak. ale nie dla nas. Eryk mocno to przeżył. Wtedy dotarło do nas, że przecież te ptaki mają imiona, że jak się je karmi lub sprząta, to się z nimi rozmawia, a one chętnie biorą w tym udział. Nie sądziłam, że kury mogą być tak społeczne, komunikatywne, ale takie właśnie są.

 

Chcesz przeczytać cały artykuł?

https://agronomist.pl/artykuly/tanczaca-z-kurami

https://agronomist.pl/

 

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin