Skip to content

Liderka Anna Siudzińśka

Bieg
wtorek, 31 sierpnia, 2021

Liderka Anna Siudzińśka

wtorek, 31 sierpnia, 2021

 

 

 

 

 

Prowadziła gospodarstwo agroturystyczne, jeździła konno, a teraz inspiruje inne kobiety, by zadbały – tak jak ona, o zdrową wagę. Anna Siudzińśka napisała książkę „Ultraczterdziestka, czyli biegiem po marzenia” i prowadzi Stowarzyszenie Biegaj Za Miastem. O tym, jak biec przez życie, chudnąc w sposób rozsądny i być dla siebie po prostu dobrym, opowiedziała Marii Sikorskiej w Dniu Zdrowej Wagi Kobiet, który obchodzimy 21 stycznia.

Jak się zaczęła Twoja przemiana? Pamiętasz ten moment? To był impuls, jakieś wydarzenie czy dłuższy proces?

- Moja przemiana, to efekt serii impulsów. Gdy waga rosła, z każdym kilogramem coraz bardziej doskwierała mi konieczność wyszukiwania w sklepach ubrań w coraz większych rozmiarach. Co więcej, coraz trudniej było mi się poruszać, coraz prędzej łapała mnie zadyszka przy wchodzeniu po schodach. Pamiętam taki moment, gdy zobaczyłam swoje zdjęcie z Targów urody w Toruniu. Na zdjęciu stałam przed roll-upem z hasłem, które wówczas towarzyszyło mojej działalności coachingowej – Pięknologia Stosowana – zmiana jest w Tobie. I wówczas zrozumiałam… piękno, zmiana a na pierwszym planie ważąca wówczas około 100-kilogramowa baba. Tak właśnie, baba – bo wtedy tak na siebie spojrzałam… Po kilku dniach doszedł komentarz mojego ówczesnego męża, który widział już niejedną moją (kompletnie nieudaną i robioną po omacku) próbę zgubienia kilogramów. Ów komentarz padł z jego ust, gdy po raz enty, odwiedzając dom rodzinny, stanęłam przed szafą pełną pięknych, modnych onegdaj ciuchów w rozmiarze 38-40. Ileż razy próbowałam je przymierzać, mimo że zdawałam sobie sprawę z tego, że każda z prób zakończy się fiaskiem? I tego dnia było podobnie, ale… inaczej. Zrezygnowałam z przymierzania w obawie przed wiadomym rezultatem. No i słowa męża: „Nie patrz tak – przecież i tak już nigdy nie założysz tych ubrań”. To nie miało być złośliwe, lecz pragmatyczne, jakby z intencją, abym nie katowała się widokiem „szczupłych” ciuchów. A jednak zadziałało inaczej. Te dwa impulsy – zdjęcie i fakt, że „szafa płaczu” stawała się dla mnie bardziej płaczliwa, doprowadziły do decyzji o zmianie.

Od czego zaczęłaś swoją przemianę?

- Zaczęłam od badań, jeszcze przed finalną decyzją. Chociaż przyznam, że był to element „odkładologii”. Szukałam przyczyn tego, że mimo stosowania diet, wielkich programów, liczenia kalorii, głośnego mówienia o tym, że się odchudzam, nie mogę schudnąć.

A nie mogłam, bo wszystko robiłam po omacku i niestety, nie trafiałam na nikogo, kto by mi uświadomił, że nie schudnie się skutecznie i trwale, a tym bardziej zdrowo, poprzez samą dietę. Zaczęłam więc szukać wiedzy, czytać, rozglądać się. I tak doszłam do tego, że muszę znaleźć sposób na to, aby znaleźć równowagę i na to, aby proces przemiany był fajny, a nie pełen stresów i zakazów. Tak się złożyło, że w tym czasie, gdy podjęłam finalną decyzję o zmianie. Ktoś ze znajomych dodał mnie do grupy biegowej na Facebooku. To był strzał w dziesiątkę! Mogłam bowiem obserwować ludzi, którzy cieszą się z każdego przebiegniętego kilometra – bez względu na to, czy mowa o 5, 10 czy 42 km. Ludzi, którzy są bardzo pozytywnie nakręceni swoją pasją i potrafią wspierać innych. Ważąc 110 kg, nie miałam jeszcze sił ani możliwości biegać, ale zmieniłam radykalnie nawyki żywieniowe. Ograniczyłam spożywanie soli, przestałam jeść słodycze, ograniczyłam tłuszcze, wyeliminowałam pieczywo. Zaczęłam się także suplementować i dbać o dobrą równowagę składników odżywczych w codziennej diecie. To szybko zaczęło przynosić efekty. Prawda jest taka, że jeśli waży się tak dużo, to gubiąc na samym początku zmiany nawyków około 10% wagi ciała, co stanowiło około 11 kg w ciągu miesiąca, można zbudować w sobie niezłą zachętę na więcej. Reasumując – zaczęłam od zmiany nawyków żywieniowych, zwiększenia ilości pitej codziennie wody, spacerów i codziennych ćwiczeń (tu ułożyłam sobie plan adekwatny do mojej formy) i budowania motywacji do zmiany.

Co dała Tobie przemiana?

- Wszystko … wszystko, co jest dziś. Bo to od tego, co zrobimy dzisiaj – tu i teraz, zależy nasze jutro. Nie inaczej. Nauczyłam się wierzyć w marzenia, projektować je, planować i realizować. Zdobyłam pewność siebie, która pozwoliła mi schudnąć 40 kilogramów i w ciągu zaledwie roku od samej decyzji o podjęciu zmiany (przypomnę – waga 110 kg), przebiec półmaraton, maraton i ultramaraton 69 km (o profilu górskim – 69 km). Te sukcesy, zbudowane na marzeniach, wierze w swoje siły i chęci pokazania sobie, że mogę wszystko spowodowały, że w miejsce zrealizowanych pojawiły się kolejne marzenia. Motywowanie siebie i moja przemiana, dały mi zdrowie, lepszą sylwetkę, nieporównywalną kondycję, odporność i uśmiech. Ale „po drodze”, okazało się, że w tę podróż do marzeń udawało mi się zabierać coraz więcej osób. I tak powstała książka wydana w ubiegłym roku – moje marzenie – „Ultraczterdziestka, czyli biegiem po marzenia”. A zaczęło się od tego, że z czasem - z grupą przyjaciół, założyliśmy własną grupę biegową. Tam, wraz z innymi dzieliliśmy się pasją i radością. Założyłam też własny blog @GoAnn na FB oraz profil na Instagramie, gdzie zaczęłam poza dzieleniem się jedynie zdjęciami i raportami z treningów czy zawodów, wrzucać nagrywane filmy. Z czasem, ukończyłam kursy – dietetyka sportowego, psychodietetyka oraz trenera personalnego. Wszystko po to, aby wiedzieć co robię, dlaczego robię i czy to, co robiłam - niejako intuicyjnie, jest właściwe. Ponieważ coaching i motywacja są moją pasją, to zostało to zauważone przez osoby, które coraz częściej pisały, że moje teksty, filmy i komentarze działają dla nich jak motywator i inspiracja. Ktoś rzucił, że powinnam napisać książkę. Tak też się stało… Przez kilka miesięcy spisywałam część swojej historii, opisywałam to, co mnie zainspirowało do zmiany. A ponieważ moja zmiana, to wprowadzenie równowagi, więc czytelnicy znajdą w książce także przykłady przepisów oraz wskazówki, jak iść przez życie z pasją i radością na przekór „przeszkadzaczom”.

Jak teraz dbasz o siebie?

- Nie biegam codziennie – chociaż bardzo bym chciała… Staram się realizować założony plan treningowy, ale podobnie jak w przypadku diety, nie jestem wobec siebie rygorystyczna. Biegam dla siebie i swojego zdrowia. Chcę móc się tym delektować i cieszyć. Owszem, biegam bez względu na pogodę – zarówno w mrozach, w śniegu, deszczu, jak i przy 35 stopniowym upale.

Chcesz przeczytać cały artykuł?

https://agronomist.pl/artykuly/biegiem-po-szczescie

https://agronomist.pl/

 

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin